Archiwum 05 lipca 2002


lip 05 2002 Pierwsza (chyba) notka.
Komentarze: 2

"No to jazda", pomyślalam, mrużąc oczy od slońca. Opuścilam na twarz gogle o oblej, zwodniczej powierzchni, tlumaczące mijanym przedmiotom tajemnicę luster. Warkot silnika przechodzil w mój cichy śmiech, zahaczający o szprychy obu kól motoru. Aż dziwne, jak nieczula bylam na prądy powietrza, po których bezbarwnie ślizgalo się moje rozpędzone cialo na mechanicznym rumaku. Tak mocno walczylam o szybkość, że zapomnialam o sobie. Że to przecież nie ja. Że to jakiś inny, znów inny świat.

Zsiadlam. Pogladzilam konia po znaczonej wężykami slonecznych refleksów sierści na karku. Ciche chrapnięcie bylo jedyną odpowiedzią. Bo poza nim nie dalo się tu slyszeć nic. Senny, letni las bez oddechu wiatru, znaczącego wodorosty migoczących liści. Bez odglosów ptasich rozmów, bez szelestu uginającej się pod stopami trawy... Jakoś dziwnie, nierealnie, oniryczne szaleństwo wyprowadzonego w pole umyslu. Kolejny raz. Jeszcze jedna próba.

Chlapnęlam ogonem coś nazbyt mocno, bo od strony plaży rozlegl się oburzony krzyk mewy śmieszki. Czemu śmieszki, pomyślalam, zanurzając się coraz glębiej w pachnącą ruchem i blękitem wodę oceanu. Przecież ona potrafi tylko narzekać... Obrócilam się kilka razy wokól wlasnej osi, chwytając muśnięciem spojrzenia rubinowy odblask falującego slońca na luskach mojego ciala. Przyspieszylam, chlonąc w siebie intensywne zimno podwodnego świata. Zatrzymalam się, odgarnęlam niesforne wlosy... Znów się pogubilam, choć przez chwilę wydawalo mi się, że już jestem. A to ci...

-Smooook! Smoook! Ludzie, ludzie, uciekajcie, to jakiś potwór!!! - krzyczeli ludzie, w panice drąc powietrze na strzępy dzikimi ze strachu glosami. Zamknęlam usta, gdy znudzilo mnie straszenie ich ogniem. Tak bez sensu...

Otworzylam drzwi. I następne, i następne, i tak dalej. Labirynt bez wyjścia. To też nie moje miejsce, jakoś nieswojo się tu czulam. Taki dlugi korytarz, jak z horroru o szpiatalu wariatów, czy czymś równie pretensjonalnie podobnym. Tylko ten brunatny zaciek na ścianie pachnie jakoś znajomo, krwawo. Pewnie znów ktoś nie wyrobil przy przenoszeniu się.

Odjęlam spocone dlonie od twarzy. Glupio się tak bylo uzależnić, ale mi to już wszystko jedno. Wędrówka korzeniami wlasnej nieświadomości jest zbyt fascynująca, by z tym zerwac.

ithil : :