Archiwum styczeń 2003


sty 09 2003 Golem
Komentarze: 1

 Szkoda trochę, że z drzew opadły liście. I śnieg opadł. Nie ten biały, odrealniony i śmiercionośny. Tylko te mokre, śliskie łapki błądzące po twarzy raz za razem, znajdujące wejścia i szczeliny tam, gdzie nie powinno ich być, kąsające pobladłą szyję. Zaszklone mam oczy.
 Szkoda, że nie ma o czym i po co.
 Szkoda, że się nie udaje, gdy bardzo trzeba, a kawałki układanki zbierają się w barwny wir nad głową akurat wtedy, gdy nie czas na nie...
 Budzę się nieraz z uczuciem, że oto wyśniłam własną nieśmiertelność. Ale w zetknięciu z moją nieporadnością obraz gubi się i rozpada bez sensu i do końca. Brak sił, brak magii i wciąż te beznadziejnie puste twarze. Nawet wtedy, gdy powinny mieć jak najbardziej wyraz.
 Bogowie, jak ja czasem nienawidzę swoich topornych rąk. Tych niezgrabnych, ciężkich łapsk golema, które ugniatają delikatną materię wyobraźni, rozrywając ją na strzępy, ścierając resztki pyłu z motylich skrzydeł. Nie wierzę, moja wiara pochyla się do ziemi. Nie wierzę, że to, co w mojej głowie jest tak piękne, że tamuje oddech, że czyni możliwym niemożliwe, że budzi uśpione w drewnianej kołysce serca zapomniane łzy wzruszenia... Nie wierzę, że to kiedyś zobaczą. Bo za ciężkie mam ręce. Zbyt grube, by haftować jedwabnymi nićmi. Jestem rzemieślnikiem jedynie, a do tamtych obrazów potrzeba wiatrorękich elfów. Dłoni o cienkich, przezroczystych palcach, piór feniksa, atramentu z własnej krwi.
 Może to i lepiej. Bo gdybym mogła to wszystko pokazać, ludziom pękłyby serca. Jak mi. Zbyt wiele piękna.

ithil : :
sty 09 2003 Bajka
Komentarze: 1

 Drzewa. Ich czubki kołysane wiatrem. Sosny, świerki i modrzewie. Wilgotne powietrze. Odległość i tęsknota nią zrodzona... Ta muzyka budzi we mnie chęć dalekiej podróży, chęć spotkania tych, którzy teraz opisani jedynie w legendach, śpią gdzieś u korzeni wiecznych gór...
 Król Artur i jego rycerze... Elfy, krasnoludy, bohaterowie i pieśni Dawnych Dni... Mam w sobie pamięć o nich, mam w sobie tamte uczucia i myśli... Nie widzę ich, a są... Chciałabym wiedzieć, że jest gdzieś na świecie takie miejsce, w którym marzenia ubierają realny kształt. Albo takie chwile...
 Część Pieśni rycerskich odkryłam we własnym życiu. Gdy zbudziły się czujne oczy, gdy został napięty łuk, gdy przestałam być tylko swoją własnością... Pieśni o miłości. Czystej, spełnionej, pełnej wyrzeczeń i cierpienia nagrodzonego po stokroć coraz pełniejszym szczęściem. To tylko w legendach są takie uczucia. Ale zasłona magii pękła. Część baśni ruszyła w nasz świat i trafiła właśnie do mnie...
 Szukam... Szukam pęknięcia w światach. Kiedy go znajdę porzucę nieistotne sprawy i ruszę tam. Nikt nie obiecał mi tam życia. Nikt nie powiedział, że wyobrażenia, że sny to lustro prawdy. Niech będzie, że się rozczaruję. Ale wtedy zacznę szukać kolejnych pęknięć.
 A trafić na nie mogę tylko przypadkiem. Szukać muszę z zamkniętymi oczami. Ale znajdę. Zawsze znajduję to, co staram się ominąć. Dobre rzeczy niepojętym cudem zawsze odnajdują mnie we właściwym momencie mojej historii. Moja niewiara zostaje nagrodzona. Moja niepewność zachwiana. Moje lęki uleczone.
 Moja gwiazda świeci jasno. Splot nieznanych okoliczności pozwolił mi się urodzić akurat pod jej znakiem. Nic nikomu nie jest dane równo. Ja zostałam wybrańcem. Jak? Dlaczego?... Nie wiem... Wiem tylko, że będę korzystać z tego daru, który zdarza się raz na tysiąc lat. Będę. Kto wie, co przydarzy mi się w następnym wcieleniu, za kolejnym pęknięciem światów...

ithil : :
sty 09 2003 Bez tytlułu
Komentarze: 0

 Chyba zaszło słońce.
 Ja nie będę czekać na telefon, który nigdy nie zadzwoni. Nie będę liczyć pustych szklanek w szafce. Nie będę patrzeć głodnym wzrokiem na ciepło i jasność.
 Ozdyskałam siebie. Nie będę już bać się swoich myśli, czy aby nie za ostre. Wrócą do mnie znowu jednorożce, elfy i demony, nie będą chorobą, tylko darem. Nie będę spieszyć lat, by dały mi nie moje dzieci, nie będę codzień przeciw sobie. Nie będę płakać, nie będę się lękać, pójdę mokrą od zielonego deszczu ścieżynką znaną tylko mnie.
 Wyrzucę kalendarz, rentgen i zegarek.
 Będę sobą.

ithil : :
sty 09 2003 A gdyby...
Komentarze: 0

- Co byś zrobił, gdyby się okazało, że jesteśmy rodzeństwem?
- Przestań, to niemożliwe.
- Co byś zrobił?
- Po co ci to?
- No powiedz...
- ... Chyba... Nie, nie mogę ci tego powiedzieć. To nienormalne.
- Powiedz, proszę...
- Dobrze... Chciałbym, żeby nic się nie zmieniło. Zabrałbym cię daleko, gdzie nikt by nie znał naszej tajemnicy... Czemu tak patrzysz? Powiedziałem coś nie tak?
- Kocham cię.
- Ech ty...

 

    ***

 

- Widzisz... To jednak wszystko zmieniło...
- Widzę...
- Boję się...
- Czego?
- Końca. Jest jak śmierć.
- Wiem. Trzeba to przetrwać. Być silnym.
- Jak można przetrwać koniec świata?
- Nie można. Trzeba.
- Zimno...
- Tak... I pusto...

 

    ***

 

La tristesse durera...

 

    ***

 

To nie my. Trzymam Cię za rękę. Czuję wiatr na twarzy. Przed nami zielone pola. Wieczność rozpostarła skrzydła od świtu do zmierzchu. Jesteś ze mną. Czuję Twoje serce tuż obok. Podzieliliśmy się duszami. Tak prosto. Tak banalnie. Tak pretensjonalnie. Ale to wszystko należy do Ciebie i do mnie - teraz - odkąd mamy jedną krew. Niech mówią o nas jak o szarości - my swoje barwy chowamy tylko dla siebie. Przez rzeczy, dla których słowa są zbyt proste dotarliśmy do miejsca przeznaczonego tylko dla nas. Zostańmy już tutaj. Ty, ja i nasza cisza...

ithil : :